|

Wśród osób, jakie tu dzisiaj z miłością wspominamy, czcząc ich pamięć i gorące serca, trzeba wymienić Marię Gapanę, najdawniejszą nauczycielkę j. francuskiego. Już to prawie- że 40 lat mija, od chwili, kiedy się z nią pierwszy raz spotkaliśmy. Mali chłopcy wówczas stanęłyśmy wobec problemu wybory obcego języka i najpierw długo obie grupy przyszłych „Niemców” i „Francuzów” przekonywały się, licytowały naiwnymi argumentami o wyższości swej strony. Jakoś decyzja zapadła i grupa „Francuzów” ujrzała kiedyś na lekcji swą panią. Co tu ukrywać? Gdybyśmy Ją wcześnie widzieli, pewnie nasza grupa byłaby jeszcze mniejsza. Pani Gapany nie miała w swej postaci łatwo przyciągających, zdecydowanych cech człowieka, którego można od pierwszej chwili polubić. A na domiar złego ( tak to wtedy ocenialiśmy nie sprawiedliwie), zaczęła do nas mówić od razu swą dziwną, nie tyle nawet obcą, ile dziwną mową. Zwątpienie wdarło się w dziecinne dusze: Jakże to rady dać w tej nauce? Może lepiej już było zostać z „Niemcami”? Tak się zaczęła nasza znajomość z panią Marią Gapany i francuskim językiem. Wprawnie przeprowadziła nas nasza madame przez rafy trudności językowych. Żywo wciągnęła w problemy obcego języka, jego ducha i kultury wielkiego narodu i jego wielkiej przeszłości. Starannie wynajdywała wszystko, co mogła nas, Polaków, do tej francuskiej civilisation zbliżyć i co mogło dać podstawy rozwojowi przyjaźni polsko-francuskiej na całe życie. Przychodziło jej to tym łatwiej, tym naturalniej, że sama miała w pewnym stopniu dwie ojczyzny. Jej własne losy zapewne nie łatwe i nie wesołe, rzuciły Ją kiedyś z dalekiej galickiej ojczyny do pracy z młodzieżą polską. Całą żarliwość swego samotnego serca być może, zawody osobistego życia przetopiła w prawdziwą miłość pedagogiczną, umiłowanie zawodu, a przede wszystkim umiłowanie tej młodzieży swojej drugiej ojczyzny. Wkrótce przekonaliśmy się, że mamy w Niej osobę bliską i zainteresowaną osobiście losem każdego z nas. Szybko obudziła tą pewność, że jej naprawdę zależy na nas, na tym, byśmy osiedli trudną wiedzę językową, ale bardziej może byśmy rośli na ludzi dobrych, uczciwych, z honorem i na swój sposób nowoczesny, ludzi „Sans peur et Sans reproche”.
Miała Maria Gapany wyjątkowy dar nauczycielski i pedagogiczny, dar pociągania ku sobie i ku ideałom ogólnoludzkim, jakie nam ukazywała na tle wspaniałej kultury francuskiej. Troszczyła się o nasze dobre wyniki pracy.
Każdą dwójkę stawiała z osobistym żalem i niesmakiem, ale na stopnie zadawalające trzeba było zapracować i innej drogi nie było. Madame była wzorem sprawiedliwości, prawdziwie równej, demokratycznej, jednakowo wymagającej dla wszystkich i miłującej. Nigdy nie miała żadnych środków represyjnych. Umiała obchodzić resztki zbrukanego sumienia uczniowskiego w wypadkach, gdy samo piękno mowy Racine’a do chłopaka już nie przemówiło. Lata szkolne przemykały szparko, z dzieci wyrastały chłopaki, przed którymi stanęła cała problematyka życia. Wiele tych problemów dyskutowało się na lekcji języka francuskiego, a ponadto w rozmowach prywatnych, na które Madame czas umiała także znaleźć. Była dla nas osobą do której od czasu do czasu chodziło się na prywatne pogawędki w atmosferze towarzyskiej równości. Nie za często. Wiedzieliśmy, że na to nie miała dużo czasu przy swojej pracy uciążliwej i wielu lekcjach prywatnych, ale taki był zwyczaj, a także potrzeba wewnętrzna. W gromadce lub tez w 4 oczy toczyły się rozmowy o wszystkim, co ważne dla młodych ludzi. Nie były to rozmowy zbyt biegłe, wszak musiały się toczyć tylko po francusku. Inaczej Madame nie pozwalała, a nie było w tym nic innego tylko szczera prosta o naszą językową ogładę. Po polsku Madame mówiła słabo, ale podpowiadać w takiej rozmowie umiała doskonale. Rozmowa szła. Czasem jednak trzeba było najpierw dobrze w słowniku powertować, zanim się podjęło decyzję o odwiedzinach. Takie były podstawy naszej przyjaźni, która z roku na rok się gruntowała. Mieliśmy w Marii Gapany orędowniczkę pewną w trudnych tarapatach szkolnych pod warunkiem, że prawda była z nami, no, może nie cała, ale choć część byle tylko nie pozór i nie cień, bo Madame była człowiekiem bez kompromisów nawet w drobnych sprawach. Nie z jakiegoś doktrynerstwa, ale szczerego, ludzkiego uczucia przywiązania do rzeczy pięknych i nieskalanych wyrachowaniem. Widzieliśmy to i odczuwaliśmy coraz bardziej, gdyśmy dojrzewali wewnętrznie. To były te bezcenne skarby charakteru osoby miłującej prawdę dla człowieka i jego dobra.
Cicha, spokojna, opanowana, skromna i zawsze wzruszająca się przed innymi, cały sens widziała w swej pracy pedagogicznej z której była na swój sposób mistrzem. Jej lekcje zawsze były żywe, ciekawe, upływały w atmosferze macierzyńskiej troski o stan naszych umysłów i serc. Lekcji pięknych i ciekawych było wiele i na innych przedmiotach, ale te francuskie przez osobę Marii Gapany miały jeszcze swą atmosferę kobiecej troskliwości. Największe łotry i figlarze nigdy by sobie nie pozwolili na niestosowne żarty i przykrości dla Madame, rozumie się nie z powodu strachu, ale dlatego, żeby nie słyszeć prostych słów wyrzutu: „Bont’e divie, qu’est-ce que sous faites, qu’est-ce que vous faites?”
Minęła szkoła. Przyjaźń z Marią Gapany pozostała. Odwiedzaliśmy Ją jeszcze wtedy, gdy już nam życie udzieliło trudniejszych lekcji. Jeszcze wiele lat po maturze zwierzaliśmy się Jej z naszych zmartwień, radości, czy niepowodzeń życiowych. Odpowiadała zawsze z tym samym optymizmem i ciepłym uśmiechem, zawsze z wiarą, że dobro zwycięży. Nie przeżyła wojny, która była straszną klęską Jej obu krajów, a przede wszystkim jej własnej ojczyzny i jej wiary w człowieka. Nie starczyło sił doczekać wyzwolenia z koszmaru, który był koszmarem upadku człowieka. Jeżeli w dzisiejszym, tak wyjątkowym dniu, wspominamy tylu kolegów poległych, tylu gorących patriotów, tylu męczenników za Polską i naszą wolność to wiem, że wśród nich byli również wychowankowie Marii Gapany, dla których hasło Liberte, Egalite, Fraternite było zawsze żywe do końca i miało wartość niezastąpioną.
Ta córka narodu francuskiego umiała tez wychowywać patriotów polskich, dla których ojczyzną była również ludzkość cała. Niewątpliwie najlepszą cząstką swej pięknej osobowości nam oddała i coś niej przyjęliśmy w tamtych latach szkolnych, kiedyś nasi Drodzy Wychowawcy budowali zręby naszych przyszłych charakterów. Winienem wiele Marii Gapany i cieszę się, że mogę to o Niej powiedzieć w tej uroczystej chwili zjazdowej.
Częstochowa, 14.VI.1958
|
|