|

W dniu 17 stycznia 2015 roku odeszła od nas Pani Profesor Leokadia Kołodziejczyk. Była nauczycielką języka polskiego w II Liceum Ogólnokształcącym im. Romualda Traugutta w Częstochowie. Pracowała tu przez dwadzieścia lat, od 1972 do 1992 roku. Były to czasy, kiedy nawet w szkole o wyraźnym profilu matematyczno-fizycznym (a takim liceum był - Traugutt -) dominował humanistyczny wzór wykształcenia, a nauczyciel-polonista był kreatorem zbiorowej uczniowskiej wyobraźni i nadawał tom życiu kulturalnemu licealnej społeczności. Sprzyjał temu kanon lektur szkolnych, bogaty w arcydzieła literatury polskiej i europejskiej, ale podstawowym autorem intelektualnej i emocjonalnej formacji uczniów był nauczyciel. To jego wiedza i wrażliwość były medium, dzięki któremu, będąc w najbardziej intensywnym okresie rozwoju, mogliśmy chłonąć pokłady piękna ukryte w książkach, poznawać dzieje narodowej tożsamości, przyswajać mity i wartości fundamentalne dla kultury, uczyć się znakomitej polszczyzny, kształtować swe postawy na najlepszych wzorach.
Pani Profesor Leokadia Kołodziejczyk była naszą polonistką i jednocześnie wychowawczynią w latach 1981 – 1985. Klasa Ia liczyła wówczas trzydziestu jeden uczniów. Każdy z nas był indywidualnością, obdarzoną cechami, które nie zawsze przystawały do wzoru szkolnego zachowania. Byliśmy ciekawi świata i jednocześnie zbuntowani przeciwko porządkowi w nim panującemu. Pani Profesor musiała nas okiełznać i konsekwentnie prowadzić swoje działania wychowawcze, by przyniosły one pożądany efekt. Dbała o nasz wszechstronny rozwój, poczynając od intelektu, poprzez cechy społeczne, aż do rozwoju fizycznego (niejeden raz wspominała o zbawiennym wpływie codziennej gimnastyki na zdrowie i figurę). Potrafiła oddziaływać wszechstronnie – lekcje języka polskiego były jednocześnie wyprawami w głąb dziejów narodowej literatury i praktyką staranności w wypowiadaniu się ustnym i pisemnym, szkołą wysokiej kultury literackiej, plastycznej czy muzycznej i zarazem nauką konsekwencji, systematyczności oraz pracowitości. Profesor Kołodziejczyk widziała w nas więcej, niż mogliśmy sami wiedzieć o sobie, z uwagą czytała to, co kryliśmy pod swoją skórą. Nieprzypadkowo wiele uczyliśmy się na pamięć, wybór przeznaczonych do tego utworów zawsze był przez Nią przemyślany. Do dziś większość z nas pamięta ustępy z Wielkiej Improwizacji bohatera Mickiewiczowskich Dziadów czy kameralne, skupione wersy Norwida. Ucząc się na pamięć trudnych tekstów nie przypuszczaliśmy wówczas, że kształtujemy świat naszej wyobraźni i budujemy zespół przeświadczeń, które będą nas – czy tego chcemy, czy nie – prowadzić przez całe dalsze życie.
Kontynuacją lekcji języka polskiego były wyprawy do teatrów w Krakowie, Warszawie czy Łodzi. W dobie przednternetowej, z bardzo kiepską komunikacją telefoniczną, bilety zdobywali dla nas Jej absolwenci. Jeździliśmy pociągiem, wracaliśmy późno w nocy wypełnieni po brzegi wrażeniami ze spektaklu. Pani Profesor dbała, by nasze impresje nie rozwiały się wraz nastaniem nowego dnia. Zlecała nam pisanie recenzji, które uważnie odczytywała, zaznaczając na marginesach bezdroża i wyboje naszej polszczyzny, mielizny intelektualne i naszą młodzieńczą, bezkrytyczną naiwność. Zresztą pod każdym z pisanych przez nas wypracowań znajdowaliśmy zapisane kaligraficznie uwagi, zawsze uczciwe i celne. Dzięki teatralnej pasji Profesor Kołodziejczyk otrzymaliśmy jedyną w swoim rodzaju lekcję od Melpomeny, którą pamiętamy do dzisiaj.
Swoistą tradycją były w naszej klasie 100. lekcje języka polskiego. Każdego roku przygotowywaliśmy na tę okazję specjalne wydanie dydaktyki szkolnej. Mieliśmy pełną swobodę w wyborze tematu i konwencji oddanych nam do dyspozycji zajęć. W ten sposób zainscenizowaliśmy kiedyś jedno z opowiadań Sławomira Mrożka. W wirze przygotowań do spektaklu, przygotowań kostiumologicznych i scenograficznych, podczas prawdziwej zabawy teatralnej nie zauważaliśmy, że obcujemy z wybitnym tekstem i tworzymy coś więcej, niż tylko szkolny żart. Dopiero po latach zrozumieliśmy, że wszystkie te działania były obliczone na kształtowanie naszego literackiego smaku, uruchamianie wyobraźni i naukę niezależności w sądach na temat sztuki i nie tylko.
Dbanie o nasz wszechstronny rozwój oznaczało również organizację szkolnych wycieczek i pieszych rajdów. Dzięki nim poznawaliśmy nieodległą Jurę, a potem Góry Świętokrzyskie, Beskidy i Bieszczady. Mogliśmy wędrować z plecakami (wtedy dźwigało się na plecach trudny do zdobycia prowiant), podziwiając krajobrazy i zaznajamiać się ze śladami przeszłości naszego kraju. Przede wszystkim zaś mogliśmy poznawać własne możliwości, wydolność organizmu i fizyczną krzepę. Przyznać trzeba, że często nie nadążaliśmy za wyznaczonym tempem marszu. Ale też – jeśli przewodnikiem był jeżdżący z nami na wycieczki Profesor Włodzimierz Kolman – Profesor Kołodziejczyk zamykała nasz pochód, towarzysząc najsłabszym.
Ogromną wartością kierowaną przez Nią edukacji była walka z naszymi słabościami i nauka pracowitości oraz konsekwencji w dążeniu do celu. Nasza Wychowawczyni zawsze dotrzymywała słowa i od nas wymagała tego samego. Dotyczyło to zarówno spraw wielkich, jak i codziennych zobowiązań, na przykład dobrego przygotowywania się do lekcji. Nie wiedzieliśmy wówczas, że tak z pozoru drobne zadania okażą się fundamentem, na którym w przyszłości będziemy budować nasze dorosłe życie.
W dniu 23 stycznia 2015 roku, razem z Rodziną, współpracownikami i przyjaciółmi Pani Profesor wzięliśmy udział w Jej pogrzebie. Na tę ostatnią lekcję Pani Profesor Leokadii Kołodziejczyk nikt z nas nie był przygotowany.
|
|