Gliński Ryszard ( 08.04.1936 -18.11.2020)
Urodził się 8 kwietnia 1936 roku w Częstochowie. Syn Stanisława i Michaliny z domu Cierpiał.
24 czerwca 1954 r został absolwentem IV LO im. H. Sienkiewicza w Częstochowie.
W latach 1950 – 1956 należał do Związku Młodzieży Polskiej.
Od 1 września 1954r. członek Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Od 01.03.1985r. członek Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Emerytów Stowarzyszenia w Oddziale w Gnaszynie a potem w Częstochowie.
Związek małżeński z Aliną Spyrową zawarł 8 lipca 1961 roku. 8 stycznia 1964 roku urodziła im się córka Maria.
W 1976 roku ukończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Opolu otrzymując tytuł magistra techniki.
Początkowo po studiach pracował w szkołach podstawowych w Kościelniku ( 1954 ), Szyszkowej ( 1954 - 1956) i Olszynie Lubańskiej, gdzie pełnił funkcję kierownika szkoły ( 1956).Znając zasady działania maszyn stolarskich dla potrzeb nauczania wychowania technicznego wykonał kilka urządzeń stolarskich dla szkoły w Olszynie Lubańskiej. Od 29 listopada 1956 do 23 października 1957 odbył służbę wojskową w Szkole Oficerów Rezerwy w Szczecinie i Krośnie Odrzańskim. Następnie przez rok był na urlopie zdrowotnym. Następnie podjął nauczanie w szkołach podstawowych w Częstochowie: SP nr 29 ( 1958 – 1959), Sp nr 6 ( 1959 – 1968), Sp nr 40 (1968 – 1981)gdzie pełnił funkcję dyrektora szkoły. Następnie podjął pracę w II LO im. R. Traugutta ( 1981 – 1985). Od 1 września 1984 został zatrudniony w Oddziale Doskonalenia Nauczycielskiego w Częstochowie, jako nauczyciel metodyk wychowania technicznego. Równocześnie w LO Traugutta został na połowie etatu. Od 1 września 1985 do 31 sierpnia 1989 był zatrudniony na pół etatu w Zespole Szkół – Studium Nauczycielskim w Żarkach. Od 1 września 1989 do 31 sierpnia 1990 zatrudniony został na pół etatu w Liceum Wojskowym w Częstochowie. W 2000 roku został zatrudniony w Przedsiębiorstwie Usługowym ROKA w Piotrkowie Trybunalskim.
W 1976 roku otrzymał Złoty Krzyż Zasługi.
Miał tytuł MISTRZA STOLARSTWA
Już jako nastolatek podjął pracę ze swoim ojcem w zakładzie stolarskim w Gnaszynie Górnym. Wykonywali bębny. Bębny do huty w Blachowni i w całej Polsce były wykonywane w warsztacie przez Dziadka Stanisława i Tatę. Do tych bębnów była wlewana emalia , którą pokrywano różne wyroby. W warsztacie wykonywali też sztućce, lodówki do lodów, wałki do ciasta i inne wytwory z zakresu gospodarstwa domowego. Pomagał w stolarstwie również wtedy gdy urodziły się Jego siostry bliźniaczki Lidka i Krystyna.
Dodatkowo Tato współpracował z szewcem panem Kobyłkiewiczem z ul. Krakowskiej dla którego wykonywali z Dziadkiem kopyta i koturny dla słynnych w tym czasie drewniaków.
Z racji członkostwa do Związki Nauczycielstwa Polskiego często korzystał z Żoną i córką z hotelu ZNP w Warszawie. Wyjazdy były związane z kontrolami zdrowotnymi córki w Instytucie przy ul. Kasprzaka.
W czasie jednej z podróży pociągiem córka była chora. Na dworcu w Warszawie była długa kolejka do taksówki.
Oczekujący w kolejce ustąpili nam pierwszeństwa. Innego zdania był milicjant pilnujący porządku. Wyrywał Tatę z taksówki. Chciał bić pałką. Groził aresztem. Tato znalazł się na komisariacie milicji. Wyjaśniał całe zajście. Później był telefon do hotelu z przeprosinami.
Kiedy córka zaczęła studiować jej wynagrodzenie nie pozwalało na utrzymanie i opłaty za studia zaoczne, podjął pracę w firmie ochroniarskiej Roca a później w innej.
W 2004 roku zaczęły się problemy z pracą serca. W oddziale szpitala częstochowskiej kliniki z Zabrza miał wstawione trzy stenty w żyłach sercowych. W sumie podczas kolejnych lat leczenia wstawiono mu ich jedenaście. Oddział mieści się nadal przy ul. Mickiewicza.
W 2009 roku miał wszczepiony rozrusznik serca. Lekarz powiedział , że żyje dzięki rozrusznikowi. Po 10 latach w 2019 roku nastąpiła zmiana na nowy rozrusznik. Przez miesiąc czuł się dobrze. Po ustawieniach z parametrów poprzedniego rozrusznika lekarz zwiększył je - Tato źle to znosił. Ponowna regulacja niewiele zmieniła. Już od tego momentu czuł się źle.
Taty wypowiedzi miały szeroki wydźwięk.
Na zebraniu I sekretarz w Blachowni zapytał - jak my wychowujemy swoje dzieci , że ich nie chwalimy tylko krytykujemy. (chodziło o rząd)
A Tato wystąpił ze słowami: - Czy słusznie rząd Częstochowa buduje szerokie tory do Huty Katowice.
Był na ten temat artykuł w gazecie i wszystko się uspokoiło. To chyba z lat 1970. Z relacji Janki Dryndy - harcmistrzyni.
Gdy było zagrożenie zamknięcia szpitala na Parkitce i przejęcie go przez władze z Katowic.
Przpadkiem Tato będąc na terenie szpitala Parkitki został zapytany przez reportera o zdanie.
Taty wystąpienie zostało wyemitowane w telewizji ( nie znam użytych argumentów).
Efekt był taki, że odstąpiono od tych zamiarów. Lekarze, którzy leczyli Tatę bardzo mu dziękowali za tę inicjatywę.
W kościele Św. Jakuba przy ul. Dąbrowskiego w Częstochowie przez jakiś czas odbywały się w I niedzielę września msze za Ojczyznę i znajomego kuzyna Pana Perygi, który walczył w II Wojnie Światowej. Potem było spotkanie w kawiarence naprzeciwko przy ul. Dąbrowskiego gdzie wchodziło się po schodach. Tam Tato wypatrzył wychodzącą koleżankę Borowską (z domu) z L.O. Sienkiewicza . Gdy koleżanka zauważyła Tatę to wykrzyknęła - o Rysiu dzięki tobie napisałam i zdałam maturę z matematyki.
Tato nie mógł się nadziwić że po tylu latach pamiętała o tym fakcie. To było chyba w 2016 r.
Tato grał w piłkę nożną. Jego umiejętności zostały docenione i jako 17-18 - latka wcielono do gry z dorosłymi piłkarzami.
Jeździł na nartach. W Gnaszynie jest pokopalniana hałda Św. Franciszek. To z tej hałdy zjeżdżał na nartach. Pewnego razu zjeżdżając wjechał na oblodzony śnieżny garb - wyrzuciło go w powietrze i wylądował w wyrobisku gruzu posypanego śniegiem. Koledzy obserwując wydarzenie sądzili, że nie wyjdzie z tego sprawny. Mogło być tragicznie. Tatę tylko zamroczyło, narty połamało a wyszedł cały i zdrowy.
Tato miał świetną orientację w terenie.
Gdy był w wojsku wywieziono razem z nim grupę żołnierzy w środku nocy w odległy las. Podzielono ich na grupy. W każdej grupie był odpowiedzialny za resztę. Właśnie Tato miał taką rolę. Dano im karteczki z naszkicowanym planem terenu przez który mieli przejść. Oczywiście było ciemno. Dopóki mieli zapałki to z drugim żołnierzem, który też jakoś się orientował przekazywali innym by rozpoznawali teren i punkty orientacyjne ze szkicu. Gdy zapałki się skończyły dojrzeli w oddali chatkę, podeszli do niej i w sączącym się świetle z okna obejrzeli kolejne punkty orientacyjne. Gdy doszli do drogi przylgnęli do drzew żeby ich nikt nie rozpoznał. Nadjechał właśnie samochód by zabrać tych ,którzy dotarli. Taty grupa była pierwsza i jedyna , która po kilku godzinach dotarła bez szwanku do celu. Pozostałe grupy żołnierzy dotarły pieszo obszarpane, przemoczone bo trafiali na jakieś mokradła dopiero na drugi i trzeci dzień.
Gdy byłam z Tatą w Bieszczadach szliśmy Połoniną Caryńską. Żeby przyspieszyć zejście z Połoniny wg planu i szlaku którym szliśmy ustalił zejście w poprzek do rzeki Soły. I udało się.
Wybraliśmy ze znajomymi się na grzyby na Cisie pod Blachownią. Podzieliliśmy się z Tatą była Mama i Ja, znajoma z Synem. Druga grupa 3 czy 4 osób została przy busie i kierowcy. Grzybów było w bród. Zbierało się chodząc na czworakach.
Ostatecznie mieliśmy cztery torby grzybów niosąc je na drągu trzymając w dłoni lub na ramieniu.
Zabłądziliśmy. Wszyscy oprócz Taty kierowali się w stronę według nich kierującą do busa. Chłopak wszedł na drzewo by zorientować się gdzie jesteśmy. Niewiele zobaczył poza czubkami sosen i świerków. Jechał leśniczy. Zorientował nas, że Tato ma rację. Poprosiliśmy o poinformowanie grupy przy busie, że dotrzemy. Jakoś po jakimś czasie zobaczyliśmy odjeżdżający bus. Coś jednak kazało im zawrócić i chyba w tym momencie nas zauważyli. Wróciliśmy z emocjami do domów.
Tato był zapalonym grzybiarzem. Zawsze wiedział gdzie szukać grzybów. Ja nie potrafiłam ich znajdować. Tato czasami celowo omijał znalezione grzyby żebym Ja mogła je zebrać z poszycia odcinając nóżkę grzyba pozostawiając resztę z korzeniem. W latach 1970- 1973 terenem zbioru grzybów był las przy wsi Walaszczyki. Tam wybieraliśmy się gdy była pora i odpowiednia pogoda.