|

Prof. Jan Sołdrowski -polonista- mój Cicerone, pod którego czujnym okiem odbywałem dwuletnią praktykę nauczycielską. posiadał dużą wiedzę teoretyczną, był bardzo oczytany i odznaczał się dużym doświadczeniem pedagogicznym. Góral z Sądecczyzny, zakochany do szaleństwa w swych górach, nie widział nic równie pięknego jak czar górskich wędrówek.
Łącząc w sobie zamiłowanie do turystyki z umiłowaniem piękna ojczystej mowy, wpadał czasem w trans i wygłaszał na lekcjach przydługie oracje, których treścią z reguły były opisy krajobrazu, zwyczaje lub życie ludzi różnych dzielnic Polski. Góry, doliny, rwące potoki, wyniosłe smreki, rozłożyste, pachnące miodem lipy staropolskie, zaciszne chaty chłopskie, przydrożne kapliczki, modrzewiowe kościółki, patyną wieków pokryte zamki i monumentalne budowle z różnych epok, przepiękne wschody i zachody słońca- oto w skrócie podana paleta barw, którymi prof. Sołdrowski posługiwał się niemal codziennie. Nic dziwnego. To był przecież jego świat myśli, marzeń, tęsknot. Zahartowany w zetknięciu z twardą naturą, uparty w nieustannym poszukiwaniu śladów dobra, prawdy i piękna, był dla kolegów z grona nauczycielskiego dobrym towarzyszem pracy, a dla uczniów wyśmienitym przewodnikiem po najpiękniejszych szlakach kultury narodowej.
Jako nauczyciel języka ojczystego odznaczał się sumiennością i starannością, o czym świadczył starannie prowadzony zeszyt, w którym notował wszystko, co mogło mieć jakikolwiek związek z określoną, względnie planowaną lekcją. Chociaż czasem wpadł w patetyczne uniesienie, a z natury dość apodyktyczny, powodował bezwiednie „krótkie spięcia” z niektórymi uczniami, to jego głębokie zaangażowanie się w pracy nad doskonaleniem postaw moralnych, patriotycznych i społecznych powierzonej mu młodzieży było czynnikiem rozładowującym nieporozumienia. Zwłaszcza, gdy stykał się z młodzieżą w bibliotece szkolnej, a w większym jeszcze stopniu gdy organizował parodniowe wycieczki. Przywiązany do rodziny, jako wzorowy ojciec, doznał wielkiego wstrząsu, gdy stracił jednego ze swych synów. okres okupacji przeżył na ogół spokojnie ciągle wierząc, że Niemcy będą sromotnie rozgromieni. i doczekał się wolności, ale już nie na długo. Po paru latach pracy w szkole przeszedł na zasłużony odpoczynek. Stale jeszcze zdumiewał swą żywotnością. Atoli wiek i nadszarpnięte trudami wojny siły fizyczne wyczerpywały się. Zmarł wiosną 1970r. Nie powrócił w góry, pozostał między częstochowiakami. Spoczywa na cmentarzu Św. Rocha.
|
|