|

Na zakończenie wypada jeszcze kilka zdań powiedzieć o nauczycielach- praktykantach, którzy wchodzili w skład rodziny R. Traugutta, choć nie było ich na liście płacy. Stanowili jednak w pewnym topniu o charakterze i klimacie tej szkoły. Przydzieleni do swego bezpośredniego opiekuna z nim uzgadniali wszystkie spray dydaktyczne, z nim omawiali zalety i usterki poszczególnych lekcji, uczyli się ucząc. Zdobywali nie tyle wiedzę, ile przez bezpośredni kontakt z młodzieżą metodę pracy w zespole uczniowskim. I choć warunki życiowe niejeden miał trudne, to nikomu z nich nie zbywało na zapale do pracy.
W 1933/34 roku na taką praktykę przybył były wychowanek Gimnazjum im. R. Traugutta kol. Stanisław Popiński i przydzielony został do prof. Franciszka Gollenhofera. W 1934/35 roku autor niniejszej pracy przydzielony został do prof. Jana Sołdrowskiego. W 1935/36 przybyła koleżanka Działowicz i pracowała nad kierunkiem prof. Józefa Mikołajtisa. Dystynkcją i jasnością wykładu oraz osobistym urokiem zjednała sobie wiele sympatii. Zginęła w czasie okupacji hitlerowskiej- zdaje się- wywieziona do Treblinki. W tymże roku szkolnym 1935/36 rozpoczął praktykę pedagogiczną młody, wysportowany filolog klasyczny Julian Dudek. Opiekę nad nim sprawował prof. Stanisław Spytkowski. Kolegą Zenonem Sadowskim- historykiem- opiekował się dyr. Dominik Zbierski.
Ogólny nadzór nad zdrowiem młodzieży sprawował lekarz szkolny, sympatyczny, starszy pan doktor Feliks Bogucki, który także uczył zasad higieny. Opieka dentystyczna była w ręku doktor Heleny Kuleszowej.
Z życiem i atmosferą szkoły związana była jak najściślej administracja w osobach pań: Natalii Znamierowskiej i Zofii Nawarówny. Nie można pominąć milczeniem personelu technicznego w skład którego wchodzili woźni, bez reszty oddani szkole: Stanisław Cichoń, Józef Kacperek, Jakub Sierocin i Piotr Ganczarek, który jednocześnie pełnił funkcję instruktora nauki jazdy samochodowej. Powstało bowiem wtedy na skutek starań prof. J. Mikołajtisa szkolne Koło Automobilistów, którego opiekunem był prof. Piotr Marszałek. Sztuki prowadzenia pojazdu mechanicznego młodzież uczyła się od wyżej wspomnianego kierowcy i instruktora- Piotra Garnczarka.
W życiu szkoły, zwłaszcza w kontaktach z młodzieżą biedniejszą, która potrzebowała jakiegoś oparcia, niezapomnianą postacią była pani Maria Deptowa, popularna „Ciocia”.
Kobieta ta w prawdziwie macierzyński sposób roztaczała opiekę nad wszelką biedotą sztubacką. Chociaż nie odznaczała się subtelnością w zachowaniu się, jednak nie było wypadku, by komuś z uczniów biednych nie zaoferowała choćby drobnej pomocy.
Oto ludzie, którzy w lwiej części byli twórcami tej naprawdę humanistycznej atmosfery szkoły. Wprawdzie zdarzały się nieprzyjemne odstępstwa od przyjętej zasady, ale były to na szczęście nieliczne, sporadyczne przypadki, które tylko niektórych nauczycieli obciążają odpowiedzialnością za nietakt, a może oportunizm lub po prostu tchórzostwo.
Pamiętam jeden dość przykry wypadek w życiu szkoły, który miał miejsce w dniu 1 maja 1936 roku. Była lekcja j. polskiego w klasie Via. Prowadził ja prof. Jan Sołdrowski. Ja siedziałem w ostatniej ławce i przysłuchiwałem się. Pamiętam nawet dokładny temat lekcji: „Dwaj obywatele kraju na podstawie Odprawy posłów greckich J. Kochanowskiego”. Któryś z uczniów odpowiadał dość poprawnie, ktoś tam chciał coś uzupełnić, gdy poprzez uchylone okno wdarł się śpiew: „ Czerwony sztandar płynie ponad trony”. Klasa zerwała się z miejsc. Wszyscy ruszyli do okien. Pan prof. Sołdrowski nie oponował. Wtem do klasy wpadł jeden z nauczycieli i jak oparzony zaczął biegać i krzyczeć.
Czego przyglądacie się tej hołocie?? Na miejsca i do nauki!
Klasa znieruchomiała na moment. Konsternacja! Znalazł się jednak odważny uczeń i to nawet o przekonaniach endeckich, który śmiało zaprotestował.
Przepraszam panie profesorze, ale dlaczego to ma być hołota? Przecież to także ludzie. Co z tego, że mają inne przekonania...Nad klasą zawisła martwa cisza. Zdawało się, ze cisza przed wielką i groźną burzą. Jednak „gorliwiec” mruknąwszy coś pod nosem, wycofał się jak niepyszny. I co się później okazało? Ten młody człowiek, prymus klasy, wcale nie lewicowiec, który miał odwagę narazić się swojemu zwierzchnikowi, w 1940roku zginął śmiercią bohaterską za Ojczyznę dokumentując tym wierność ideałom, które zaszczepiła mu szkoła, a nauczyciel ten naturalnym sposobem znalazł się poza murami szkoły, w której widocznie sam czuł się nieswojo.
Przytaczam ten bolesny przypadek dla podkreślenia, że siła oddziaływania wychowawczego szkoły silniejsza była niż sporadyczne ambicje, a może tchórzostwo niektórych ludzi, którzy niepotrzebnie się tu znaleźli. Ideały prawdziwego człowieczeństwa, tak mocno zakorzenione były w klimacie szkoły, tak niedwuznacznie ukierunkowały młodzież w linii głębokiego patriotyzmu i internacjonalizmu, że wszelkie próby przestawienia tego kierunku musiały kończyć się niepowodzeniem. Szkoła wypełniała i wypełnia wielki testament ideowy Romualda Traugutta, który dla wielkiej sprawy oddał swoje życie.
DULCE ET DECORUM EST PRO PATIA MORI!
Nauczyciele i młodzież czynami dnia codziennego potwierdzają wierność tym ideałom. W klimacie Gimn. i Lic. im. R. Traugutta człowiek utwierdza się w przekonaniu, że dla Ojczyzny trzeba umieć po bohatersku żyć, a gdy zajdzie potrzeba, należy złożyć najwyższą ofiarę, bo nawet życie. I przykładów takich jest mnóstwo. Ostatnia wojna udowodniła to najlepiej. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie z Lic. im. R. Traugutta w Częstochowie przelewali swą krew na wszystkich polach bitew. Warszawa, Kutno, Lenino, Tobruk, Narwik, Berlin, Monte Cassino...No i obozy śmierci jak: Oświęcim, Majdanek i wiele innych to tylko najbardziej znane miejsca, gdzie ginęli za Wolność i Demokrację. A kto zliczy miasteczka i wsie, w których toczyła się zażarta walka z krwawym okupantem i gdzie walczyli w oddziałach partyzanckich ludzie wychowani w klimacie Traugutta?- To chyba najlepsza legitymacja dla Szkoły!
|
|