|

W latach mojej edukacji w szkole średniej(1945- 1951) wśród grona nauczycielskiego Gimnazjum i Liceum im. Romualda Traugutta w Częstochowie niewątpliwie pierwszoplanową postacią był Profesor Józef Mikołajtis (1898- 1991).
Uczniowie odnosili się do niego z ogromnym respektem. Nie do pomyślenia było np. zrobienie Mu jakiegoś głupiego uczniowskiego psikusa, jak to się trafiało u innych nauczycieli. Wiedzieliśmy, że prowadził badania regionalne; w katalogu Biblioteki Miejskiej natrafiliśmy na publikacje o pobycie Zygmunta Krasińskiego w Złotym Potoku. Byliśmy dumni, że w czasie szkolnych przedstawień to NASZ Profesor stawał w teatrze przed kurtyną i wprowadzał młodych widzów w problematykę dramatu. Było nam przyjemnie, gdy przypadkowo dowiadywaliśmy się o budzących aplauz mądrych wystąpieniach na konferencjach nauczycieli- polonistów lub o innych dziedzinach działalności naszego Mistrza.
Jego lekcje języka polskiego angażowały wszystkich uczniów. Różniły się tylko w sposób zasadniczy od zajęć z innych przedmiotów. Tamte na ogół były ułożone według schematu. Według schematu: odpytanie, nowy materiał, zadanie domowe, natomiast lekcje języka polskiego były bardzo różnorodne. Najczęściej opierały się na dyskusji wokół zagadnień, które opracowywaliśmy wcześniej w domu (a przede wszystkim w czytelni.) Profesor dyskretnie kierował naszymi, często bardzo gorącymi, sprawami na określony temat.
Odmienną formą pracy była analiza tekstu podręcznikowego. Korzystaliśmy z napisanego dość trudnym dla nas językiem Zarysu dziejów literatury polskiej Juliusza Kleinera. Zamysłem Profesora - tak sądzę ? było przyzwyczajenie uczniów do gruntownej analizy tekstu naukowego, do bogacenia zasobu słów i precyzyjnego rozumienia terminologii historyczno-literackiej.
W sposób szczegółowy były również interpretowane niektóre teksty poetyckie. Wtedy jednak często lekcja zaczynała się od czytania przez Profesora utworu lub jego części (jeżeli utwór był zbyt obszerny). Obdarzony pięknym głosem, obeznany gruntownie z teorią kultury żywego słowa, przygotowujący się wcześniej do wygłoszenia tekstu ? nasz Polonista umiał stworzyć na lekcjach klimat niezwykły, czarował słowem poetyckim, wywoływał głębokie przeżycia estetyczne. Po upływie lat czterdziestu nadal ?słyszę? utwory czytane przez Profesora na tamtych lekcjach: Moją pieśń wieczorną Kasprowicza czy Mickiewicza Odę do młodości, Koncert Wojskiego, Koncert Jankiela, a przede wszystkim opis burzy z księgi X Pana Tadeusza. Dysponujemy obecnie wieloma nagraniami dzieł naszych wielkich poetów, wielekroć słyszałem je w interpretacji najwybitniejszych polskich aktorów, ale czytania Profesora dostarczało głębszych przeżyć estetycznych. Może sprawiała to bardziej świeża młodzieńcza wrażliwość na piękno poetyckiego słowa, a może po prostu kunszt naszego Nauczyciela ?! To pierwsze zetknięcie ucznia z tekstem literackim, zwłaszcza z tekstem poetyckim, wywołanie sytuacji sprzyjającej intuicyjnemu przeżywaniu dzieła sztuki było zgodne z nowoczesnymi, modnymi w okresie międzywojennym teoriami w dydaktyce języka polskiego (Konstantego Wojciechowskiego, Kazimierza Wóycickiego i in.). Po takim zaprezentowaniu utworu następowała dopiero jego intelektualne ?obróbka?. Nie dziw, że w sensie najbardziej dosłownym wychowywaliśmy się na literaturze polskiej zwłaszcza na wielkiej literaturze romantycznej. Niektórych tekstów uczyliśmy się oczywiście na pamięć. W czasie odpytywania z recytacji Profesor zwracał ogromną uwagę na dykcję. Żądał np. tzw. Scenicznej wymowy grup spółgłoskowych strz, trz, drz (strzelać, drzwi, trzy). Był też bardzo wyczulony na niewłaściwe akcentowanie wyrazów. Słowem, starał się budzić w nas nieustanną czujność językową.
W dyscyplinie myślenia (i mówienia) miały nas kształcić plany wypowiedzi ustnych i pisemnych. W tych ostatnich plan był zawsze obowiązujący, i to plan obszerny, wielostopniowy, niekiedy przypominający raczej konspekt. Jakże to nam ułatwiło później ? na studiach ? pisanie referatów i prac zaliczeniowych. Wszyscy uczniowie stwierdzają zgodnie, że temu właśnie Profesorowi zawdzięczają bardzo wiele, i to bez względu na kierunek studiów, których wybrali, wynosili bowiem ze szkoły umiejętność samodzielnego myślenia, korzystania z lektorium, poszukiwań w katalogach i informatorach bibliograficznych, planowania prac, dyscypliny myślenia i pisania. Wynosili także wrażliwość na piękno polskiego słowa. Niewątpliwy jest wpływ Profesora na ukształtowanie zainteresowań literackich i wybór studiów polonistycznych wielu Jego uczniów, żeby wymienić przykładowo dwóch spośród nich: Henryka Bardijewskiego, satyryka, autora opowiadań i słuchowisk radiowych, oraz Władysława Lecha Terleckiego, najbardziej znanego w tej chwili twórcę powieści historycznych, autora zafascynowanego zwłaszcza okresem powstania styczniowego, uprawiającego także wiele lat pisarstwo na użytek słuchowisk radiowych.
Trud i wpływ pracy nauczycielskiej jest niewymierny prawie nigdy nie wiadomo na pewno, co z celowych zabiegów pedagoga wywarło skutek dodatni, a co rezultatu nie przyniosło. Jeżeli jednak wielu uczniów po latach wyraża się z szacunkiem i wdzięcznością o swoim nauczycielu, to niewątpliwie odegrał on w ich młodości rolę bardzo znaczną, zaważył w jakiś sposób na całej biografii. Takim właśnie niezwykłym Profesorem naszego Gimnazjum i Liceum był Józef Mikołajtis (?Mikołaj?, ?Mikuś?, jak Go w naszym uczniowskim żargonie nazywaliśmy), którego 18 czerwca pożegnaliśmy na częstochowskim cmentarzu na Kulach.
|
|