|

W 1974 roku rozpoczęłam naukę w II LO im. Romualda Traugutta. Wybrałam tę szkołę, bo ukończył ją mój ojciec. Rekrutacja prowadzona była wówczas na podstawie świadectw ukończenia szkoły podstawowej. Kandydat musiał osobiście złożyć teczkę i wziąć udział w rozmowie kwalifikacyjnej. Ze mną taką rozmowę przeprowadził ówczesny wicedyrektor Traugutta, pan profesor Gustaw Gracki. Na zawsze pozostał w mojej pamięci fragment tej rozmowy:
Pan profesor: Kim jest mamusia?
Ja: Nauczycielką
Pan Profesor: A tatuś ?
Ja: Inżynierem
Pan Profesor: A gdzie pracuje?
Ja: Na hucie
Pan profesor: Dziecko, na hucie to rusycyzm. Porównaj z -na zawodie-. Po polsku mówimy -w hucie-.
Od tej pory nigdy nie popełniłam tego błędu i obsesyjnie wręcz tępię wszechobecne -na świetlicy-. Mimo tej gafy zostałam jednak uczennicą Traugutta.
Szkoła w tych zgrzebnych, szarych latach PRL stwarzała uczniom mnóstwo okazji do rozwijania zainteresowań i talentów. Moją pasją była literatura i teatr. Natychmiast znalazłam możliwość zajęcia się swoimi zamiłowaniami. Pani profesor Leokadia Kołodziejczyk, moja nieoceniona polonistka, była opiekunką Koła Teatralnego. Teatralnego, z prawdziwego zdarzenia – próby prowadził aktor częstochowskiego teatru - pan Adam Nowakiewicz, a przygotowaną przez Koło w roku 1975 sztukę Gabrieli Zapolskiej – Moralność pani Dulskiej - wystawiliśmy na scenie kameralnej Teatru im. A. Mickiewicza. Niestety, wszyscy członkowie koła teatralnego byli starsi ode mnie, i kiedy ja zdałam do drugiej klasy, oni skończyli szkołę. Nie wpadłyśmy z panią profesor na pomysł wystawiania monodramów i moja świetnie zapowiadająca się kariera aktorska szybko się skończyła.
Nie potrafiłam chodzić do szkoły tylko po to, aby się uczyć, dlatego też zaczęłam aktywnie działać w harcerstwie, do którego należałam od pierwszej klasy. Pracowałam w agendzie kulturalnej, a wkrótce zostałam jej kierownikiem. Ta funkcja dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń.
Dyrektorem teatru częstochowskiego został wówczas warszawski aktor - Tadeusz Bartosik. Aktor ten znany był z roli w serialu -Stawka większa niż życie- oraz programu dla dzieci -Gąska Małgosia-, w którym aktor jako Pan Bibliotekarz prowadził rozmowy z lalką-gąską o imieniu Małgosia. Postanowiliśmy, jako agenda kulturalna, zorganizować spotkanie młodzieży Traugutta z dyrektorem teatru. Jako szefowa agendy udałam się do teatru z zaproszeniem dla p. Bartosika. Do dzisiaj jestem pewna, że imię Małgosia ułatwiło mi zadanie.
Nie zapomnę również wizyty w garderobie grającej gościnnie w Częstochowie Ryszardy Hanin, która wbrew moim obawom chętnie przyjęła zaproszenie na spotkanie z uczniami Traugutta. Aktorka, która większości z nas kojarzyła się z bardzo poważnymi (i nudnymi) rolami, okazałą się ciepłą, sympatyczną osobą i uroczą gawędziarką.
Obawy, o których piszę, wynikały z tego, że ja, uczennica drugiej klasy liceum, zostałam rzucona na głęboką wodę – w rozmowach z dorosłymi i znanymi osobami reprezentowałam naszą szkołę, występowałam z oficjalnymi zaproszeniami. Mocne przeżycie, ale jakże wychowawcze. Niezłą lekcją wychowawczą był również fakt, że gdy w czasie wycieczki do teatru do Warszawy (na jaką sztukę nie pamiętam, bo jej nie widziałam) spóźniliśmy się w kilka osób na zbiórkę przed pójściem do teatru, profesor Kolman pojechał z grupą do teatru, nie czekając na spóźnialskich. Wiedzieliśmy, w jakim są teatrze, więc dojechaliśmy tam na własną rękę i spotkaliśmy się z grupą po przedstawieniu. Myślę, że wszyscy nauczyliśmy się wtedy punktualności.
Organizowałam nie tylko wyjścia do naszego teatru, ale również wyjazdy do teatrów warszawskich i krakowskich, a w latach siedemdziesiątych, -bezkomórkowych i bezinternetowych-, nie było to takie łatwe. No właśnie, nie było wtedy komputerów, a więc czytaliśmy namiętnie, chodziliśmy do kina i teatru i słuchaliśmy radiowej Trójki, ze szczególnym uwzględnieniem trójkowych audycji kabaretowych (Studio 202, Sześćdziesiąt minut na godzinę itp.). To zamiłowanie i fakt istnienia radiowęzła w szkole zainspirowały nas do zainicjowania przeglądu klasowych audycji rozrywkowych pod nazwą PUMA – Panorama Uśmiech Młodych Autorów. Nie zapomnę radosnej atmosfery, w jakiej przygotowaliśmy naszą klasową audycję i śmiechu, który towarzyszył przesłuchaniom konkursowym. W drugim chyba roku funkcjonowania PUMY, w środku zimy ogrzewanie w szkole uległo awarii. Był to właśnie termin przygotowywania audycji. Wszystkie klasy wykazały się oryginalnością – audycje jak jeden mąż dotyczyły mrozu, zimna, niskiej temperatury, śniegu, Bieguna Północnego itd.
Jednak pomysł był na tyle chwytliwy, że Panorama przetrwała jeszcze kilka dobrych lat po tym, kiedy ja skończyłam już szkołę.
Wspomnienia te spisuję à vista, bez sięgania do żadnej dokumentacji. Dlatego nie przytaczam nazwisk kolegów, bo obawiam się, że mogę kogoś pominąć.
Czego nauczyła mnie działalność w harcerstwie? Odpowiedzialności, dyscypliny, punktualności (o czym już pisałam), organizowania pracy grupy rówieśników, można długo wymieniać. Na zakończenie nauczyła mnie wierności przekonaniom. Kiedy byłam uczennicą czwartej klasy, wszyscy pełnoletni działacze harcerstwa zostali zgromadzeni w pokoju nauczycielskim. Przemówił do nas smutny pan, który powiedział, że młodzież taka jak my powinna kontynuować działalność w sposób poważniejszy i zapisać się do PZPR. Nie pamiętam, jakimi argumentami nas przekonywał, pamiętam tylko, że mówił, że partia dba o swoich członków, a zatem nam ułatwi dostanie się na studia. O ile wiem, nikt z tej grupy w szeregi partii nie wstąpił, a na studia dostali się wszyscy. Pamiętam też, że kiedy smutny pan wyszedł, a my siedzieliśmy z lekka oszołomieni, przyszedł do nas profesor Kolman. Nie pamiętam wszystkiego, co mówił, zapamiętałam tylko informację, że on do partii nie należał i nie należy.
|
|