|

Kiedy w 1972 r. przekraczałem po raz pierwszy próg Liceum im. Romualda Traugutta w Częstochowie, rozpoczynał się w moim życiu- podobnie jak w życiu moich rówieśników- nowy etap. Skończyło się definitywnie nasze dzieciństwo.
Nie pamiętam już , co sprawiło. że zapisałem się do -jedynie słusznej organizacji młodzieżowej- w owych czasach czyli harcerstwa. Przedtem i zawsze potem aż do upadku komuny wystrzegałem skutecznie się takich związków. Na pewno sprawił to jakiś przypadek.
Prawie w tym samym czasie przyszedł do naszego liceum prof. Włodzimierz Kolman i przejął opiekę nad harcerstwem w szkole. Szła za Nim legenda surowego i wymagającego belfra. W dobie panującego w środowisku młodzieżowym tumiwisizmu wraz z kilkoma kolegami chcieliśmy w związku z tym czym prędzej się wypisać z organizacji. Co spowodowało, że tego nie zrobiliśmy- także nie wiem. Na pewno znowu decydował w tym momencie przypadek. Okazało się, że ta młodzieńcza decyzja miała ogromne znaczenie nie tylko dla moich licealnych lat.
Szkoła w tym czasie służyła poza nauką głównie indoktrynacji ideologicznej młodzieży- tworzenia -socjalistycznego społeczeństwa- ze wszystkimi tego konsekwencjami. Odruchem buntu naszego pokolenia wobec takiego świata był- jak pisałem już wcześniej- wszechogarniający tumiwisizm i działanie określane ironicznie mianem -żeby Polska nie zginęła-.
Tymczasem szybko okazało się, że w naszej organizacji nie chodzi o ideologię i fasadowość działań, którą dobrze znałem z wielu przykładów tej samej organizacji w innych szkołach, również w mojej podstawówce- capstrzyki ku czci radzieckich bohaterów, wieczornice o wyższości ustroju socjalistycznego ..., itd., itd.
Prof. Kolman miał wizję organizacji młodzieżowej, energię i nie boję się użyć tego słowa- charyzmę, które to cechy spowodowały zmianę naszego nastawienia do pracy w harcerstwie. Potrafił nas zarazić chęcią działania dla wspólnego dobra. Harcerstwo stało się dla nas szkołą obywatelskiego myślenia i działania (tak w dzisiejszym języku można by to nazywać, wtedy oczywiście tak tego nie odbieraliśmy).
Jego pomysły wcielaliśmy w życie, dodając wiele własnych. Ta organizacja była dla nas również szkołą demokracji. Po raz pierwszy czuliśmy, że ktoś liczy się z naszym zdaniem, że również nasze projekty mogą być realizowane.
Grupa elektroników- zapaleńców stworzyła studio radiowe, którego audycje (przynajmniej niektóre) naprawdę z zainteresowaniem były słuchane przez młodzież. Przez rok miałem zaszczyt i przyjemność kierować jego pracą.
Dużą rolę odgrywały w naszej działalności występy artystyczne. Kilkudziesięcioosobowy zespół śpiewał, tańczył, wystawiał scenki i skecze. Program zespołu TOTEM doczekał się nagrań w zawodowym radiu, mieliśmy nawet występy w telewizji.
Koledzy plastycy tworzyli nieprawdopodobną scenografię tych występów, na co dzień upiększali szkołę i naszą harcówkę, którą zresztą stworzyliśmy z pomieszczenia wcześniej będącego magazynem rupieci.
Do tego oczywiście dochodziły wspólne wyjazdy- parodniowe biwaki i dłuższe obozy, na których trudno było się nudzić. Ich program również w znacznym stopniu był z nami uzgadniany. Ich atmosferę pamiętam do dziś!
Nic dziwnego, że z grupy elektroników mamy człowieka odpowiedzialnego za energetykę połowy Polski, niektórzy nasi muzycy grają w filharmoniach, a plastycy zbierają laury w -dorosłych- wystawach.
To dorosłe życie oczywiście nie wszystkim ułożyło się tak pięknie. Mnie dopadła kilka lat temu choroba, która spowodowała, że dzisiaj jestem osobom niepełnosprawną. Musiałem znacznie ograniczyć swoją aktywność, również zawodową. Nie poddaję się jednak i staram się utrzymać równowagę i pogodę ducha. Myślę, że jakoś mi się to udaje, Jestem pewien, że ogromną rolę odgrywa w tym nauka, jaką odebrałem w tamtym czasie w naszej wspólnocie, gdzie uczyliśmy się radzić sobie w różnych sytuacjach, być samodzielnymi i odpowiedzialnymi za siebie, a jednocześnie potrafić działać wspólnie z innymi.
Nie muszę dodawać, że starzy przyjaciele nie zostawili mnie samego z moimi problemami.
Częstochowa, październik 2008
|
|